Byłam dziś z wizytą u mojej Mamy, a właściwie byliśmy, bo towarzyszyli mi moi dwaj panowie. Wyjeżdżaliśmy pod ciężkim, ołowianym niebem, w połowie drogi niebo zaczęło się rwać i pojawiły się pierwsze przebłyski słońca. A potem już było tylko ładniej, cieplej, słoneczniej, wreszcie gorąco - jak latem przystało. Wracaliśmy parę godzin potem i sytuacja się powtórzyła, tylko w odwrotnej kolejności. Sto kilometrów - a dwa różne światy pogodowe...Wolałabym mieć jak ci z tego drugiego świata;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz